27 lutego 2017

PIERWSZA OPOWIEŚĆ "ZETSU"

   Muszę cofnąć się wiele lat wstecz, żeby móc wytłumaczyć skąd wziąłem się na zamku. Ta opowieść może być dość chaotyczna, to było strasznie dawno. Miałem wtedy piętnaście, może szesnaście lat. Sam do końca nie wiem, pewnie dlatego, że nigdy nie obchodziłem urodzin. Wiem tylko, że mnie i Obito dzieliło sześć lat. On był jeszcze wtedy dzieckiem, nie rozumiał świata i tego jak to wszystko działa.
   Żyliśmy razem na ulicy. Całkiem sami. Bez rodziny. Od kąt sięgam pamięcią mieliśmy tylko siebie. Nie dosięgnął nas przywilej życia w sierocińcu, takich dzieciaków jak my były dziesiątki, a może nawet setki.. Nikogo to nie dziwiło, wtedy w Królestwie było całkiem inaczej.

   Nie wiem czy jego rodzice zginęli, tak ja moi. Nigdy go o to nie pytałem, a on sam unikał tego tematu. Pewnego dnia spotkaliśmy się przypadkiem i tak już po prostu zostało. Teraz myślę, że zwyczajnie brakowało nam towarzystwa drugiej osoby, ale to nie ważne.. 
   Było nam ciężko. Nie mieliśmy żadnej wiedzy czy umiejętności. Ciągle szukałem pracy, jednak nikt nie chciał zatrudnić brudnego, śmierdzącego i chudego dzieciaka w potarganych ubraniach. Kradliśmy. Często, jak nadarzała się okazja to nawet codziennie. Wielokrotnie ktoś nas na tym przyłapywał, pamiętam, że nas bito. Ja mogłem to przeżyć, ale Obito.. On był wtedy dzieckiem.
   Pamiętam dokładnie jeden dzień. Wtedy od jakiegoś czasu spaliśmy w ruinie dawnego baru. Było tam brudno i  musieliśmy spać na ziemi, ale to i tak było najlepsze z wszystkich naszych schronień. Rano poszedłem na "polowanie", jak to nazywaliśmy. Nie było mnie pół dnia, Obito czekał na mnie w miejscu, które nazywaliśmy domem. Tego dnia udało mi się ukraść tylko kilka jabłek, ale to zawsze lepsze niż nic.
   On był wtedy strasznie chudy, przysięgam że chyba nigdy nie widziałem kogoś tak chudego. Przeszedłem przez próg, a Obito leżał w kącie. Nie ruszał się. Przysięgam, to był najgorszy dzień w moim życiu. Teraz wiem, że więcej bym się nie starał, gdybym go stracił. Myślałem, że nie żyje. Myślałem, że umarł z głodu. Był blady i zimny, bardziej blady i zimny niż zawsze. Zacząłem krzyczeć. Nie mam pojęcia co to miało przynieść, ale krzyczałem tak głośno, jak jeszcze nigdy. To nawet nie były słowa, to były jęki. Krzyczałem. Nie potrafiłem ruszyć się z miejsca, ciągle tylko wyłem. 
   Wtedy ktoś mnie szturchnął i przeszedł obok. Chłopak o włosach w kolorze smoły. Czysty i schludny. Wtedy wydawało mi się, że pachniał, ale pewnie chodziło o to, że nie śmierdział tak jak ja i Obito. Zaczął nim potrząsać, bił go po policzku. Mówię wam, że skończyłbym ze sobą, gdyby umarł.
   Na szczęście chyba po minucie się obudził, ale ja nadal byłem w letargu. Wtedy chłopak zabrał nas do swojego domu. 
   Pierwszy raz od kąt sięgam pamięcią zjedliśmy ciepły posiłek. Pozwolił nam się wykąpać, dał nam swoje stare ubrania i trochę jedzenia, a potem powiedział, że musimy iść, bo jego matka zaraz wróci do mieszkania. Powiedział też, że za niedługo nas odwiedzi w naszych ruinach.
   Ktoś może uznać to za głupie, ale ten chłopak stał się moim bohaterem, na prawdę. Przychodził do nas co kilka dni i dawał nam jedzenie. Dawał nam życie. 
   On miał pieniądze. Mówił, że jego matka nie pracuje, ale dostawali złoto, podobno od jego ojca. On go nie znał i jego matka nie chciała mu powiedzieć kim jest ten cały ojciec, ale utrzymywał ich. Madara dobrze żył, dopóki jeszcze żyła jego matka. Umiał pisać i czytać, uczył nawet Obito. Obito jest mądrzejszy ode mnie, ja nie potrafiłem się niczego nauczyć. 
   Obito trochę przytył, wyglądał zdrowo. To wszystko trwało przez kilka dobrych miesięcy. Wtedy umarła mama Madary. Pamiętam, że był smutny, ale nie płakał. Pozwolił nam wprowadzić się do jego mieszkania, ale pieniądze, które zdobywała jego matka zaczynały się kończyć. Aż pewnego dnia, wydaje mi się, że to był poniedziałek, po Madarę przyszli jacyś ludzie.
   Był silny i dobrze zbudowany, nie brakowało mu też inteligencji. Zabrali go do wojska. Znowu zostaliśmy sami. Przychodził do nas czasem, ale znacznie rzadziej niż na początku.
   W wojsku był przez mniej więcej rok. Chyba było mu tam dobrze, ale pewnego dnia przyszedł do nas i powiedział, że znowu się przenosi. Jednak tym razem, jak powiedział, zabiera nas ze sobą. Teraz wiem, że bardzo nakłamał Królowi, bo przecież ja nie znam się na prowadzeniu ogrodu, tym bardziej Obito nie wie nic o byciu giermkiem. 
   Czasem się zastanawiam czemu Madara to zrobił. Mógł nas zostawić, pewnie więcej byśmy się nie spotkali. Raz go o to zapytałem, ale zbył mnie, zostawiając to bez odpowiedzi. 
   Wiem, że wielu uważa go za okropnego człowieka. Wiem o tym dobrze. Takie życie zmienia ludzi. Życie na zamku zmienia ludzi. Jednak dla mnie jest bohaterem. Wydaje mi się, że to wszystko to tylko dobrze wykreowana maska. Przynajmniej mam taką nadzieję. Mam nadzieję, że pod tą maską ciągle jest dobrym chłopcem, który uratował mojego Obito.


Jest i Pierwsza Opowieść! Już wszystko tłumaczę - Opowieści mają na celu przekazanie Wam informacji, których z pewnych powodów nie chciałam zawrzeć w rozdziałach. Jestem ciekawa Waszych opinii. Co o tym myślicie? Chcecie w ogóle coś takiego czytać? Czekam na komentarze :) 

5 komentarzy:

  1. Zetsu troszczący się o Obito?!
    Nie spodziewałam się! Myślałam, że zrobisz z niego drania, zimnego typa, bez sercowego potwora.
    Tymczasem proszę.
    Kilka miłych słów i od razu ociepla się wizerunek bohatera :D
    Ciekawa jestem również, co skłoniło Madare do zaopiekowania się sierotami.
    Jakieś wymierające sumienie? xd
    O kurde.
    Będzie się działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zetsu, poza tym, że czasem zdarza mu się kogoś zamordować, jest kochanym potulnym króliczkiem :)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy pomysł na dodanie czegoś do opowiadania. Takie inne spojrzenie na poszczególnych bohaterów, podoba mi się.

    Zetsu od zawsze był dziwny w moim mniemaniu, ale tutaj naprawdę okazał się takim dziwnym, biednym dzieckiem (kiedyś), który pragnął tylko, by Obito żył! Naprawdę urocze <3 A Madara pomógł im w tych najtrudniejszych chwilach, nakłamał królowi i proszę, ma ich u swojego boku. Znając Madarę, musiał mieć w tym jakiś cel, ale może się mylę — może pod tą maską kryją się uczucia względem innych ludzi? Pewnie i tak się okaże, że "po trupach do celu", ale zawsze można się łudzić :)

    Przyczepię się, przepraszam, ale trochę błędów wyłapałam i raziły mnie w oczy. Przede wszystkim poprawnie będzie: odkąd ("od kąt" czyli niepoprawne słowo wystąpiło w kilku miejscach), nieważne, naprawdę. W dodatku gdzieś zamiast wielokropka, pojawiały się dwie, które nic nie znaczą w języku polskim i są uważane za błąd. Ponadto trochę dużo powtórzeń imienia Obito. Mamy zdanie zakończone jego imieniem, a potem na samym początku, tuż obok, też się pojawia. Takie kosmetyczne rzeczy do poprawki, które wyłapało moje oko.

    Przepraszam, że jestem nadal w plecy z rozdziałem, postaram się w niedzielę nadrobić i napisać komentarz. Ostatnio ledwo ze wszystkim się wyrabiam xD

    Pozdrawiam serdecznie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, ciekawie to wymyśliłaś ale jednak trochę nie dopracowałaś tej opowieści. Pomimo tego, iż dowiadujemy się z niej czegoś nowego to cały efekt psuje OD KĄT. Staram się aż tak nie czepiać ale tutaj opadły mi ręce :d. W każdym razie czekam na więcej. P.S. dodałaś całkiem miły dla oka szablon.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się spersonalizowanie spojrzeń. Gratki za pomysł!

    OdpowiedzUsuń